- PIERWSZA DRUŻYNA PRZYPIĘTY

Paweł Krauz: Mi nie wypada kłaść się na boisku

Nikt w drużynie nie zna lepiej naszego najbliższego rywala niż Paweł Krauz. Biało-niebieski “Ibra” przeciwko Ślęzie Wrocław wystąpił dwa razy, będąc jeszcze zawodnikiem Miedzi II Legnica. Do pełnych 180 minut zabrakło mu ich jednak osiem. Do naszej drużyny dołączył już w trakcie sezonu, lecz tym razem nie o tym. Na boiskach grupy III 3 ligo rozegrał sporo ponad 40 spotkań, jest więc swoistym ekspertem kluczborskiego poziomu rozgrywkowego.

Nie dograłeś tego ostatniego spotkania przeciwko Ślęzie…

– Zgadza się, dostałem drugą żółtą i w efekcie czerwoną kartkę, więc musiałem zejść. Do tego czasu, czyli do 82 minuty prowadziliśmy 2:1. Dwa gole straciliśmy kiedy już mnie na placu gry nie było (w 83 i 90 minucie). Generalnie w końcówce iskrzyło i nie obwiniam się za to, że osłabiłem zespół. Ustawiałem piłkę przy narożniku, oparłem się na zawodniku i ręką dotknąłem go w klatkę piersiową, ten dołożył co nieco od siebie, a sędzia odebrał to jako uderzenie, dlatego wyleciałem.

Jakiś obraz potencjału rywala jednak masz?

– Ślęza, to była drużyna bardzo mocno uzależniona od Macieja Firleja, który został królem strzelców w poprzednim sezonie (24 gole). Zdobywał bramki na zawołanie, także wchodząc z ławki. Słyszałem, że doszło tam latem do sporej przebudowy zespołu i po braku awansu, sporo zawodników odeszło, w tym i on (Korona Kielce). Dalej jest tam przecież trener Grzegorz Kowalski i uważam, że będzie to dalej bardzo solidna ekipa, jeden z top-owych zespołów i jeden z pretendentów do wygrania tej ligi.

Jest jakiś sposób żeby ich pokonać?

–  Graliśmy z drużynami, które są w górze tabeli i te wyniki nie były najgorsze. Myślę, że ze Ślęzą spokojnie możemy o trzy punkty powalczyć. Zresztą uważam, że każdy rywal w tej lidze jest do pokonania. Ślęza to drużyna, która potrafi  dominować na boisku i rozrywać piłkę, dlatego naszym głównym atutem powinny być kontrataki. Tak jednak wcale być nie musi i wszystko jak zwykle zweryfikuje przebieg spotkania. Być może to my będziemy zmuszeni prowadzić atak. Mecz meczowi przecież nierówny.

Trener Andrzej Orzeszek twierdzi, że jesteś najczęściej faulowanym, a już na pewno “podszczypywanym” graczem w jego talii. Jak to wygląda z twojej perspektywy?

– Mam te swoje 194 centymetry i akurat ja nie mogę kłaść się na boisku. Zwyczajnie mi nie wypada. Zresztą, jakby to wyglądało, gdybym przy tym wzroście co minutę padał? Nie ukrywam też, że szukam tych pojedynków fizycznych jeden na jeden, na których próbuję zbudować dla drużyny przewagę. Nie wszyscy sędziowie dostrzegają choćby trzymanie mnie za koszulkę, natomiast ja, ze względu na wzrost, jestem bardzo widoczny i często gwiżdżą w drugą stronę, stąd wychodzą takie sytuacje.

Wiosną zdobyłeś 6 goli, tymczasem nowy sezon to już sześć kolejek, a na twoim koncie pusto…

– Faktem jest, że terminarz od początku rozgrywek nas nie rozpieszczał, ale z tygodnia na tydzień wygląda to coraz lepiej i dojdziemy do takiego porozumienia, że zacznę strzelać te bramki. To pierwszy tydzień, że akurat ja, który przyszedłem trochę później, może trenować tak zwanym pełnym mikro-cyklem. Do tej pory odbywało się to na zasadzie: wolne-trening-mecz. Dopiero teraz zaczynamy się zgrywać. Tak naprawdę nie stwarzamy sobie zbyt wielu sytuacji w meczach. Nie ma co tego ukrywać. Nie mamy też jakichś klarownych uderzeń z pola karnego, gdzie praktycznie tylko od nas zależeć ma to czy pokonamy bramkarza. Teraz będzie więcej na to czasu i wyniki muszą się pokazać.

W ostatnim meczu z Ruchem Zdzieszowice dostałeś wsparcie w postaci ofensywnie usposobionego Norberta Jaszczyka. Ty grasz przecież tyłem do bramki, więc może on rozhula szyki obronne defensywy przeciwnika?

– Rzeczywiście, Norbert szuka grania do przodu, czego w tej chwili bardzo nam potrzeba, czyli prostopadłych podań, gry bokami i dośrodkowań. On ma to coś i tego się nie boi. W tej chwili trenujemy pewne schematy rozegrania piłki i nawet fajnie nam to wychodzi. Świetnie byłoby, gdybyśmy to przełożyli, już choćby na ten niedzielny mecz. Osobiście mam nadzieję, że tę bramkę w lidze uda mi się w końcu strzelić i worek się rozwiąże. Zdaję sobie też sprawę, że w tej kwestii jestem pod pewną presją, że przyszedłem tutaj, ale nie strzelam tych goli. Myślę, że to już jest ten odpowiedni moment, żeby zacząć to robić.

Ale masz już na swoim koncie trafienie w barwach MKS-u.

– To prawda, ale nawet przeciwko drużynie z okręgówki (Wiking Rodło Opole) powinno być ich więcej. Przed rozpoczęciem sezonu zakładałem sobie cel i limit w postaci 15 zdobytych bramek, a tu na razie tylko coś wpadło. Wierzę jednak w to, że ten moment przełamania przyjdzie jak najszybciej.  (Rozmawiał Jacek Nałęcz)

Zdjęcie: Ze “Zdzichami” Pawłem Krauzem opiekował się stoper Konrad Kostrzycki