PRZYPIĘTY

Adrian Pajączkowski: Do gardeł bym im się nie rzucał

Adrian Pajączkowski w Podbeskidziu Bielsko-Biała pracował od 22 sierpnia 2017 do 30 czerwca br. i był asystentem trenera Adama Noconia. Popularny “Pająk” to także były zawodnik MKS-u Kluczbork, którego barwy zakładał w sezonie 2011/2012. To właśnie jego zaprosiliśmy na “szybką setkę” przed pucharowym starciem obu klubów, na które zresztą sam się wybiera, a i o lepszego eksperta przed tym spotkaniem próżno było zabiegać.

Kiedy ostatni raz byłeś w Kluczborku?

– To było dwa lata temu i był to ostatni mecz w tym sezonie w Kluczborku. Pamiętam, że zwycięski i MKS ostatecznie utrzymał się w lidze (Stomil Olsztyn 3:0, przyp. red.)

MKS ma w środę jakieś szanse?

– Oczywiście, uważam, że ma szansę. Od tego są rozgrywki Pucharu Polski, gdyż one rządzą się swoimi prawami i teraz kwestia tego, jak zespół podejdzie do tego spotkania. Musi zagrać na sto procent, ponieważ ma wymagającego rywala. Myślę, że wyjdzie odpowiednio zmobilizowany, a niespodzianki się zdarzają. Sam pamiętam mecz, kiedy wyeliminowaliśmy z pucharów Zagłębie Lubin z trenerem Janem Urbanem.

No tak, ale my zebraliśmy ostatnio w czambuł 0:6 od rezerw tego samego Zagłębia, w 3 lidze, a tu zawita do nas zespół zaplecza ekstraklasy.

– Dlatego przypominam, że wtedy Zagłębie było czołową drużyną ekstraklasy, a my graliśmy w 2 lidze, w środku tabeli i udało się wygrać (21 września 2011, 3:2, przyp. red.), dlatego nie przesądzałbym z góry końcowego rozstrzygnięcia. Faworytem będzie oczywiście Podbeskidzie, ale w pucharach różne rzeczy się dzieją i przy odrobinie szczęścia można pokusić się o sprawienie niespodzianki.

Odszedłeś z Rychlińskiego niespełna 3 miesiące temu, jak się ma “tamto” Podbeskidzie do tego, które zobaczymy w środę?  

– Latem doszło tam bodajże do dziewięciu transferów i zespół dość znacznie różni się od tego z wiosny, natomiast kilku zawodników, i to bardzo dobrych, o dobrej jakości piłkarskiej, zostało. Zwróciłbym uwagę szczególnie na Łukasza Sierpinę. Trener (Krzysztof Brede przyp. red.) na pewno “zarotuje” składem, ma szeroką ławkę i są tam piłkarze, którzy czekają na swoją szansę. Dużą rolę odegra motoryka, szczególnie w końcówce spotkania. Jeśli MKS przetrzyma pierwszą połowę, czy 60 minut, to wszystko się może zdarzyć.

No właśnie, skoro ma być dobrze, to jak należy zagrać z Podbeskidziem? Rzucić się “Góralom” do gardeł, czy od razu okopać się i “bronić Częstochowy”? 

– Co prawda nie widziałem drużyny MKS-u w tej chwili, więc trudno mi się na ten temat wypowiadać, ale z racji tego, że Podbeskidzie jest najgroźniejsze z kontrataków, taktyki z rzucaniem się na rywala bym nie zastosował. W ten sposób zdobywają najwięcej goli, więc moim skromnym zdaniem nie stwarzał bym im ku temu okazji i nie wychodził zbyt wysoko, a samemu szukał szans w wyprowadzaniu kontr. Dużo gorzej wygląda tam atak pozycyjny, rozgrywany długo i na sporym ryzyku, i myślę, że do tego MKS powinien przeciwnika zmusić.

Czyli śledzisz losy drużyny swojego ostatniego pracodawcy?

– Na żywo nie widziałem żadnego meczu w tym sezonie, ale kilka oglądałem w telewizji, stąd takie spostrzeżenia. Przyjadę natomiast w środę do Kluczborka. Nie mam akurat tego dnia zajęć i mam nadzieję, że zobaczę dobry mecz i kawałek piłki na lepszym poziomie. Okazji ku temu mam niewiele, dlatego tę wykorzystam.

Co zatem porabiasz w chwili obecnej?

– Aktualnie jestem koordynatorem szkolenia do spraw dzieci i młodzieży w Gogolinie i prowadzę tamtejszy MKS, który występuje w 4 lidze opolskiej. Często terminy moich meczów nakładają się na inne. Wieść o tym, że Kluczbork wylosował Podbeskidzie bardzo mnie ucieszyła i nie miałem wątpliwości, co będę tego popołudnia robił. Pozdrawiam wszystkich kluczborskich kibiców i do zobaczenia na trybunach! (Rozmawiał Jacek Nałęcz)