PIERWSZA DRUŻYNA PRZYPIĘTY

Bartosz Szepeta: Chcę czuć się tutaj jak w rodzinie

Bardzo dobry drybler, nienagannie utrzymana sylwetka, “człowiek tysiąca klubów”, prawdziwy obieżyświat, piłkarski talent… Śmiało mógłby być futbolowym reporterem czy stand-upowcem, gdyż o “kopanej” opowiadać mógłby od zmierzchu do świtu. Jest dalej piłkarzem i tej wiosny założy barwy MKS-u Kluczbork, żeby bronić dla nas 3 ligi.  Przed wami “wszystko za wszystko” z Bartoszem Szepetą.
Jak powitałbyś i przedstawiłbyś się dziś kluczborskim kibicom?
No właśnie, a co stało na przeszkodzie żeby uczestniczyć? Byłeś przecież sprawdzany przy Sportowej w tamtych czasach.
I znalazłeś je? To szczęście?
– Po części tak. Jak wiadomo zmieniałem bardzo często kluby spełniając się w nich jako typowy zawodnik na kontrakcie i traktując to jako formę zarabiania na życie. Przeżywałem fajne chwile. Grając w różnych klubach poznałem wielu ciekawych ludzi, ale też nabrałem doświadczenia oraz mogłem przewartościować swój pogląd na życie. Nauczyłem się też tego, że nigdy nie należy przestawać dążyć do swoich celów. Nawet jeśli do końca one nie są realizowane, to ta obrana droga idzie zazwyczaj w dobrym kierunku. Z perspektywy czasu nie mam prawa narzekać na swoją piłkarską przygodę.
Sam wywołałeś ten temat. Mnóstwo jest dobrych piłkarzy, a za takiego wielu cię uważa, lecz bardzo niewielu grało aż w 28 klubach! Jak uważasz, co było powodem, że nigdzie na dłużej nie zagrzałeś miejsca?
– Żeby precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie należałoby każdy przypadek rozpatrzyć z osobna, a na to nie starczyłoby miejsca w tym wywiadzie. Myślę, że składa się na to wiele czynników. Tak jak mówiłem, miałem swoje cele i zawsze zależało mi na tym, żeby grać w coraz wyższej lidze i w jak najlepszym klubie. Jeśli uznawałem, że należy odejść i poszukać szczęścia gdzie indziej, to tak robiłem. Zdarzało się też tak, że w danej chwili to dany klub nie widział we mnie „talentu” i rozwiązywał ze mną umowę za porozumieniem stron. Bardzo często zdarzało mi się spotykać na boisku z wcześniejszymi klubami i nawet udawało się z nimi wygrywać, wiec nie zawsze te odejścia były spowodowane wyłącznie względami sportowymi.
Ale zdążyłeś nauczyć się cypryjskiego?
– Jeśli poruszymy wątek cypryjski, to nauczyłem się tam języka, ale angielskiego, a z języka greckiego – w takim języku mówią na Cyprze – tylko pojedynczych, podstawowych zwrotów. W jednym klubie jestem do dzisiaj wspominany i co roku mam stamtąd ofertę, lecz już coraz mniej we mnie ochoty na przemieszczanie się po świecie. Chociaż w tym roku ten klub awansuje na zaplecze tamtejszej ekstraklasy i na pewno będą kusić mnie ponownie (śmiech). 
Sprawdzał cię też swego czasu także Zbigniew Smółka. Rozwiej wszelkie wątpliwości jak było naprawdę, bo różne krążą legendy na ten temat.
– Ze Zbyszkiem znaliśmy się jako koledzy z boiska, kiedy występowaliśmy razem w Inkopax-ie Wrocław. Myślę że doskonale wiedział na co mnie stać, ale raczej pozycje na których ja mogłem grać były już obstawione, choćby przez Patryka Tuszyńskiego czy Krzysztofa Ulatowskiego. To już w tamtym okresie były uznane nazwiska. Poprosiłem wtedy o możliwość trenowania, przygotowywałem się z zespołem i grałem w sparingach. Skończyło się tym, że stałem się tłumaczem jednego z testowanych zawodników z Korei Południowej, którego zresztą sam poleciłem (śmiech).
Stary, ty masz już 36 lat! Co chcesz jeszcze osiągnąć w piłce?
– Nie czuje się specjalnie staro. Jakiś czas temu postanowiłem, że już nie będę grał w piłkę i zajmę się czymś innym,  ale nie wytrwałem w tym postanowieniu. Pewne okoliczności oraz to, że zawsze dbałem o swoją kondycję fizyczną –   praktycznie nigdy nie doznałem poważnej kontuzji – sprawiły, że znalazłem się w Kluczborku. Oceniając potencjał zawodników MKS-u oraz ich umiejętności, to kilku mogłoby na dzień dzisiejszy odnaleźć się w wyższych ligach. Jako zespół czeka na nas trudne zadanie stworzenia kolektywu, który na boisku za sobą pójdzie w ogień, będzie nawzajem się szanował, ale i akceptował w szatni różne charaktery. Chcę wraz z chłopakami zaprezentować się z jak najlepszej strony i czuć się tutaj jak w rodzinie. To z pewnością  pomoże klubowi w odzyskaniu zaufania kibiców, na które trzeba znów sobie zapracować. Mam swoje doświadczenie. Można powiedzieć, że z niejednego pieca chleb jadłem. Młodzi zawodnicy powinni to docenić z tego skorzystać, ale także szanować to, że mają na tacy tak świetne warunki do swojego rozwoju. MKS bije większość klubów z 1 i 2 ligi jeśli chodzi o infrastrukturę i bazę treningową, co na pewno wpływa na komfort i jakość treningów, a takie rzeczy trzeba podkreślać.
Tak szczerze. Nie żal ci tego, że nie dane ci było zadebiutować na boiskach polskiej ekstraklasy?
– Kiedy byłem w SMS-ie Wrocław, czy SMS-ie Łódź na pewno o tym marzyłem. Myślę, że przez pewien czas za bardzo wierzyłem, że te marzenia da się zrealizować. Trochę zaszkodziło mi to, że wciąż powtarzano mi, że jestem dużym talentem i w pewnym okresie zabrakło kogoś, kto by mi po prostu uświadomił pewne rzeczy. Później pozostało już tylko oglądanie swoich kolegów ze szkoły jak grają na najwyższym poziomie. Tomek Kuszczak, czy Paweł Golański, to doskonale znani ekstraklasowcy. Wtedy nic nie wskazywało na to, że będę ich oglądał tylko w telewizji. Dużo ludzi nie znając mnie twierdziło, że miałem duży potencjał, ale talent to jedynie 10 procent składowej sukcesu w piłce, reszta to tak zwane okoliczności, ciężka praca oraz właściwe wybory. Liczy się też szczęście oraz zbieg wydarzeń, na który nie ma się wpływu. Tak, był taki czas, że znalazłem się w kręgu zainteresowań trenera Legii Warszawa, a jednak tam nie trafiłem i pozostały mi tylko wspomnienia.
Wspomniałeś, że chciałeś zerwać z futbolem. To wcześniej czy później przyjdzie. Jaki masz plan na dalszą, już nie zawodniczą część życia?
– Mam swoje pewne plany, aczkolwiek nie chcę rezygnować całkowicie z piłki. Już od kilku lat staram się pomagać młodszym zawodnikom i współpracuję z pewną agencja managerską, której zawodnicy występują w ekstraklasie jak i za granicą. Na tę chwilę przez najbliższe pół roku będę chciał zrealizować cel, którym jest utrzymanie MKS-u w 3
lidze. Nie wybiegam zbyt daleko w przyszłość i doceniam to, że zdrowie mi opisuje. Pozostaje życzyć mi tylko, żebym  nie powiększał już liczby klubów, ponieważ  koledzy po fachu żartują, że zaczyna już brakować miejsca na tablicy  pewnego portalu piłkarskiego (śmiech). To oczywiście jest humorystycznie odbierane, a i mnie to trochę bawi.
Z przeszłości i przyszłości wróćmy do teraźniejszości. Tabela i statystyki nie kłamią. Strzeliliśmy jesienią najmniej goli, zaledwie dwa razy wygraliśmy u siebie i gdyby dziś zakończyły się rozgrywki, marny byłby nasz los. Jaki jest twoim zdaniem największy dziś sportowy problem pierwszej drużyny MKS-u Kluczbork?
– Jeśli chodzi o tabelę i poprzednią rundę, to nie zaglądałem tam za często. Jedyne wnioski jakie wysuwam, to takie, że drużyna musi zapomnieć co było. Po prostu wyrzucić to z głowy! Właśnie tworzy się nowy zespół, są nowe twarze i jest całkiem nowy okres przygotowawczy. Relacje w szatni są bardzo dobre, ale wiadomo że przyjdą momenty próby,  kiedy wszyscy będziemy musieli pokazać, że coś jako jeden podmiot znaczymy. Jest wśród nas kilku starszych zawodników, którzy na pewno mogą tylko pomoc młodszym. Powstaje fajna mieszanka doświadczenia z młodością. Porównując potencjał aktualnej kadry MKS-u z klubami 3 ligi w których występowałem, to nie mamy prawa czuć respektu przed nikim w tej lidze. Ważne, aby każdy brał pełną odpowiedzialność za swoje poczynania i myślał wyłącznie pozytywnie. Nawet ten, kto rozpocznie rundę na ławce rezerwowej, może na koniec sezonu być ważnym ogniwem tej układanki. Ważne będzie nasze zgranie, czemu mają służyć sparingi. To będzie miało duże znaczenie przed pierwszym meczem na wiosnę.
Żeby dobrze zakończyć te rozmowę. Załóżmy, że jest czerwiec 2019. Co powie kibic MKS-u Kluczbork słysząc nazwisko Szepeta?
– Nie ma to dla mnie specjalnego znaczenia. Bardziej istotne i priorytetowe jest to, żeby kibice w czerwcu myśleli o fajnej drużynie i z optymizmem patrzyli na nowy sezon, oczywiście w 3 lidze. Osobiście chciałbym, aby kilku młodych zawodników, którzy mają potencjał dojrzało piłkarsko, co z pewnością pomoże im w późniejszych, większych już wyzwaniach niż obecny poziom rozgrywkowy. (Rozmawiał Jacek Nałęcz)