PIERWSZA DRUŻYNA PRZYPIĘTY

Marcin Jantos. Zaczął na ławie, skończył w nagłówkach

Marcinowi Jantosowi sobotni mecz z Ruchem Radzionków mógł przejść całkowicie koło nosa. Gdyby nie kontuzja, którą po dwóch kwadransach zgłosił Michał Szewczyk, niedawny jeszcze napastnik okręgowego LZS-u Gronowice, ugrałby zapewne jedynie jakiś “ogon”.

Biało-niebiescy byli z “Cidrami” bardzo konsekwentni i uparcie dążyli do strzelenia bramki, która z przebiegu spotkania byłaby tą złotą i na wagę zwycięstwa, ale też jak najbardziej dla naszych chłopców zasłużoną. Zmiennik “Szewy” w polu karnym zachował się jak wyrachowany oprawca i kiedy brał się za wykonanie wyroku, stojący między słupkami bramki Dawid Stambuła wyglądał jak zahipnotyzowany.

– Dostałem bardzo dobre podanie od “Lewego” (Dominik Lewandowski przyp. red.) i jeśli mam być szczery, to trochę się zdziwiłem, że mam piłkę pod nogami. To mogło tak wyglądać, że w pełni panuję nad sytuacją, ale nie do końca tak było (śmiech). Zauważyłem, że obrona rywala trochę się rozszczelniła, więc co miałem zrobić… Miałem tyle miejsca i tyle czasu, że grzechem byłoby tego nie wykorzystać – tak ze swojej perspektywy kluczową sytuację meczu opisał nasz zimowy nabytek.

Po faulu na Jantosie, z jedenastu metrów padł drugi gol dla MKS-u, który postawił kropkę nad “i” (Bartosz Szepeta, przyp. red.). – Ta piłka trochę się podbijała, ale zdążyłem przed rywalem. To był już narożnik pola karnego i obrońca gości (Michał Staszowski, przyp.  red.) od tyłu “przejechał” mnie po kostkach. Od siebie nic do tego nie dodałem i uważam, że decyzja sędziego była prawidłowa, a rzut karny ewidentny. To prawda, mecz zacząłem na ławie, ale nie mam pretensji do trenera, gdyż to on podejmuje decyzje i należy je szanować. Bardzo się jednak cieszę, że udało mi się skorzystać z okazji i wykorzystać swoją szansę, ale przede wszystkim z tego, że w końcu wygraliśmy – mówił po spotkaniu z “Cidrami”, jeden z bohaterów sobotniego wieczoru.