- PRZYPIĘTY

Trener Jan Furlepa: Serce się kraje, bo mamy wszystko, żeby grać

Trzecioligowe rozgrywki stoją od 12 marca. Pandemia COVID-19 całkowicie przeorganizowała życie naszego sztabu szkoleniowego i zawodników. Nie oznacza to jednak, że biało-niebiescy leżą do góry brzuchami na zielonej trawce. Decyzja rządzących, która od 4 maja umożliwia prowadzenie treningów w małych grupach wymusiła podjęcie nowych działań, także w naszym klubie. Trenera Jana Furlepę spytaliśmy o najbliższe plany z tym związane, ale nasza krótka rozmowa wyszła nieco dalej w przyszłość, gdyż szkoleniowiec MKS-u jak zwykle “myśli do przodu”.

Czy zaplanował pan już pierwszy trening naszej ekipy?

– To bardzo proste pytanie, ale odpowiedź na nie jest już bardziej skomplikowana. Oczywiście mogę zarządzić zbiórkę zawodników, nawet na 4 maja, ale niestety nie mam żadnych szczegółowych wytycznych, jak to przeprowadzić.

Kolejne rozporządzenie mówi dokładnie o grupach maksymalnie sześcioosobowych, z zachowaniem dystansu dwóch metrów.

– No dobrze, ale co z bezpieczeństwem? Nie wyobrażam sobie, żeby każdy zawodnik przystępujący do treningu nie miał przynajmniej zmierzonej temperatury. Jak mam rozlokować dwudziestu kilku ludzi, na przykład w szatni? Grupy mają ćwiczyć w jakiej odległości od siebie, czy do tego potrzebny jest następny obiekt? Pytań jest wiele i niestety nie ma na nie konkretnej odpowiedzi. Brak jest po prostu szczegółowych zaleceń z piłkarskich związków, tak jak to jest w przypadku szczebla centralnego, który ma z końcem maja wznowić rozgrywki. Niestety, trzecia liga zostawiona została trochę “samopas”. Ktoś musi wziąć przecież na siebie odpowiedzialności za nasze i piłkarzy zdrowie.

Ma pan jakieś wieści pod hasłem: “co ludzie mówią na mieście”?

– Cóż, katowicki ZPN, który prowadzi nasze rozgrywki też czeka na decyzje i to jest akurat oficjalne jego stanowisko. Cały czas mówimy o tak zwanym “pozwoleniu na treningi”. Ktoś to musi po prostu wziąć “na klatę” i czekamy na taki oficjalny – pewny komunikat. Prywatnie rozmawiałem z trenerami Pniówka i ROW-u, którzy planują wznowić treningi od poniedziałku, ale tu jedyną wykładnią są samodzielne decyzje prezesów tych klubów.

A nasza klubowa władza, też goni na plac gry?

– Proszę mi wierzyć, że nikt z nas nie chce się już kisić i my też chcemy wyjść, ale musi się to wszystko odbywać na zdrowych zasadach. W ostatni piątek przyjechałem do Kluczborka, spędziłem tu kilka godzin, bardzo długo rozmawiałem z zarządem klubu. Byłem na wszystkich naszych obiektach, patrzyłem jak pięknie rośnie trawa, jaką świetną mamy infrastrukturę, ale bardzo dziwny to obrazek, jak wszędzie jest tak pusto dookoła. Serce się kraje, bo mamy wszystko, żeby dalej grać w piłkę. Marzę o tym, żeby prezes “kazał” mi się pakować i przyjeżdżać natychmiast do roboty, ale nikt przy Sportowej jeszcze nie został pozbawiony zdrowego rozsądku.

Ale wasze spotkanie nie upłynęło tylko w klimacie tej… nostalgii?

– To była bardzo konkretna rozmowa. Rozmawialiśmy o kilku wariantach naszego powrotu do pracy, czyli przede wszystkim – co będzie jak będziemy dalej grać, a co należy zrobić, kiedy rozgrywki się skończą. Muszę powiedzieć, że byłem przekonany, że trzecia liga podłączona zostanie pod harmonogram drugiej ligi, że o tym zadecyduje PZPN, ale niestety tak się nie stało. Dyskutowaliśmy także o tym stanie zawieszenia, w którym się znajdujemy. Osobiście wolałbym już mieć konkretną decyzję – co dalej? Jestem w stałym kontakcie z prezesem Sosinem i jeśli tylko będzie oficjalna zgoda, to momentalnie melduję się na stadionie.

Wszystko wskazuje na to, że musimy na nią poczekać do 11 maja.

– No właśnie. Jeśli okaże się, że to już koniec sezonu, to po co w takim razie wznawiać te treningi? Będziemy trenować, narażać się, kombinować, a w efekcie nie będziemy już tej wiosny grać. To chyba nie ma większego sensu, a zakładać należy, że i tak wcześniej niż ekstraklasa nie ruszymy (29 maja, przyp. red). Dla mnie niech ta decyzja optymistycznie zapadnie 11 maja, ale konkretna: gdzie i w jakim miejscu jesteśmy?! Póki co wróżymy jedynie z przysłowiowych fusów.

Zakładając jednak pozytywny scenariusz, to jak zawodnik MKS-u będzie przygotowany na ten comeback alert?

– My cały czas trenujemy, pięć razy w tygodniu. Sam steruję tym całym procesem, w którym pomagają mi Gosia Rak i Piotrek Grzyb. Otóż zawodnicy codziennie składają, wysyłają swoje “zegarki” i dokładnie je analizujemy. Wszyscy piłkarze znają zasady na jakich będą mogli wrócić do treningów i ewentualnie do gry. Z tego co obserwujemy, to tętna i waga zawodników są na dobrym poziomie. Widzę, że każdy się stara i jestem tym bardzo podbudowany.

W jakim czasie dojdą no normalnej, sportowej używalności?

– Poradzimy sobie z tym, jestem o tym święcie przekonany. Motorycznie jest wszystko w porządku, więc myślę, że dwa tygodnie treningów w zupełności by wystarczyło. Musimy też wziąć pod uwagą tę przymusową dwumiesięczna już prawie kwarantannę, która spowodowała w chłopakach wielki głód piłki.

Kiedy ruszymy, to jaki będzie cel na dokończenie tego najdziwniejszego sezonu świata?

– Będziemy chcieli przede wszystkim udowodnić, że wysokie 4. miejsce w tabeli nie jest przypadkiem i zachęcić przy okazji kibiców do tego, żeby przynajmniej w liczbie tysiąca regularnie zasiadali na trybunach, oczywiście jak to wszystko się skończy. To są naprawdę bardzo ciężkie czasy, także dla klubów piłkarskich, ale wierzę, że wszyscy z tej walki wyjdziemy zwycięzcy.

Trener Gwarka Tarnowskie Góry, Krzysztof Górecko, zaproponował, żeby tabelę i punkty podzielić na pół i tak to wszystko dograć. To dobre rozwiązanie?

– Uważam, że tu nie będzie dobrych rozwiązań i zawsze ktoś będzie czuł się pokrzywdzony. Złotego środka na to nikt nie znajdzie. Gdybym by trenerem rezerw Śląska Wrocław, a sezon zostałby na przykład anulowany, to naprawdę bym się wkurzył. Na pewno jestem za tym, żeby o końcowym rozstrzygnięciu w naszej grupie zadecydowało przede wszystkim boisko, a nie ustalenia przy zielonym stoliku i podpisuję się pod tym, żeby – w dowolnej formie – ale grać. Znów jednak powracamy do punktu wyjścia, czyli braku decyzji w tej sprawie.

Wiceprezes PZPN, Marek Koźmiński, powiedział ostatnio, że piłka od trzeciej ligi w dół grana jest tylko dla zabawy, co generalnie marginalizuje trochę te nasze rozgrywki.

– I kto wie, czy tak w niedalekiej przyszłości nie będzie, żeby opierać się przede wszystkim na wychowankach. Czeka nas pewna weryfikacja umiejętności, wynagrodzeń i klubowych budżetów. My też przez trzy miesiące nie będziemy pobierać pełnego wynagrodzenia, ponieważ wskutek pandemii cierpią także finanse miast i sponsorów. Póki co, w trzeciej lidze jest bardzo dużo zawodników z zawodowymi kontraktami, które są jedynym źródłem utrzymania tych ludzi. Myślę, że piłka sama w sobie się obroni i na nowych, zdrowszych może zasadach, dawać nam będzie jeszcze sporo radości.

No to teraz symulacja końca rozgrywek. Co wtedy? 

– Wielu zawodnikom kończą się w czerwcu kontrakty, więc przed nami wyjątkowo trudne zadanie zbudowania drużyny na kolejny sezon. Wszystko się trochę wywróciło i na pewno będziemy pozyskiwać tych, na których klub będzie w tych nowych warunkach stać. O tym też rozmawiałem z zarządem. Wierze też, że niektórzy z nami zostaną i przyjmą nasze warunki. Chłopcy pokazali już, że stać ich na “coś więcej”, Chodzi mi oczywiście o spontaniczna akcję, kiedy skrzyknęli się ze sztabem szkoleniowym i podarowali miastu maseczki. Niestety, piłka nie będzie w najbliższym czasie na samej górze społecznych potrzeb. Wielu piłkarzy podąży “za chlebem” i nikt nie będzie miał do nich o to pretensji, że wybiorą lepszą niż MKS-u ofertę.

Czyli póki co oglądamy ekstraklasę i czekamy na “wyrok”.

– Może wznowienie tych rozgrywek coś w naszym temacie przyspieszy, miejmy taką nadzieję. Ja zawszę chcę grać i chcę grać z publicznością. Nie wiem, czy takie rozwiązanie ma do końca sens, bo czymże jest spotkanie bez kibiców? To jak teatr bez widzów. Bądźmy jednak cierpliwi. Musimy to jakoś przetrwać, czego wszystkim życzę. (rozmawiał Jacek Nałęcz)