Bez kategorii

Kamil Nitkiewicz: Sami jesteśmy sobie winni

Kamil Nitkiewicz już trzeci raz z rzędu poprowadził MKS w roli kapitana drużyny. Może mało kto zwrócił na to uwagę, ale przeciwko ŁKS-owi Łódź nasi chłopcy zagrali w nowych, jednolitych niebieskich stronach, z błękitnymi i granatowymi wypustkami. Na końcowy wynik upalnego starcia przy Alei Unii powyższy fakt wpływu jednak nie miał.

– Mówiąc szczerze, to nawet nie zwróciłem na to uwagi. W pierwszej połowie wyglądało to dobrze i chyba poczuliśmy się zbyt pewnie. Drugą zaczęliśmy całkiem źle, czym napędziliśmy ŁKS, podobnie jak w meczu w Jastrzębiu. Gospodarze po po prostu wyczuli krew, głównie poprzez nasze straty indywidualne, oddali trzy strzały w światło naszej bramki i wygrali mecz, dobijając nas w końcówce – analizuje przebieg piątkowego spotkania "Nita".

Nasz obrońca zauważa też brak skuteczności pod bramkami rywali: – Mieliśmy w pierwszej odsłonie trzy dogodne sytuacje, które powinny się zakończyć przynajmniej uderzeniem w światło bramki, i nawet tego nie potrafiliśmy zrobić. Sami jesteśmy sobie winni. To drugi taki mecz, plus ten ze Zniczem, w którym sytuacjami można by obdzielić niejeden mecz ligowy, a wykorzystaliśmy tylko jedną i jakoś udało się wygrać.

Lepiej raz wygrać i raz przegrać, niż dwa razy zremisować. Kamil nie do końca potwierdza tę tezę. – Matematyka jest nieubłagana, jednak jeśli nie potrafisz wygrać spotkania, to choć je zremisuj, więc lepiej jeden punkt i wygrana. Na pewno po takim meczu, jak ten w piątek, pozostaje pewien niedosyt, tym bardziej, że nie byliśmy drużyną gorszą, mając dużą przewagę, właśnie do przerwy.

Trener Andrzej Konwiński podczas konferencji prasowej miał głównie pretensje do postawy zawodników linii środkowej. –  Zgadza się. W drugiej połowie nie potrafiliśmy wyprowadzić składnej akcji. 90 minut za piłką nie da się tylko biegać. Jeśli uda się ją przejąć, to należy ją przytrzymać, poszanować i pograć nią. Wiadomo, że linia obrony zaczyna się już od napastnika. Musimy wtedy odpoczywać, zwłaszcza gdy rywal się napędza i w końcówce spotkania może zwyczajnie zabraknąć sił.  

Kapitańską opaskę Nitkiewicz przejął po Adamie Orłowiczu, który doznał kontuzji i jesienią już nie zagra. – Troszkę się z tym biłem i broniłem, że to akurat ja. Po Adamie najdłuższym stażem dysponuje Paweł Gierak, jednak sztab szkoleniowy podjął taką decyzję, a i chłopcy z drużyny też chyba nic przeciw temu nie mieli – wyjaśnia okoliczności powołania nowy kapitan MKS-u Kluczbork.

fot. Jacek Nałęcz (http://mkskluczbork.pl/)